Potrzeba zmiany pojawia się na ogół po długiej i nieskutecznej, ale zawsze bolesnej próbie przebicia głową muru. I najgorszy w niej jest ten moment, gdy już wiesz, że jej chcesz, gdy ją zapraszasz do siebie, gdy widzisz, że wszystko ku niej zmierza, ale Ty kompletnie nie wiesz, w którą stronę to wszystko podąża i w którą chcesz, by podążało. Jest w Tobie tylko jedna pewność, mianowicie ta, że tak naprawdę nie ma w Tobie niczego czego, byś nie chciała/chciał tej zmianie poddać. Jest tylko całkowita gotowość wyruszenia, zostawienia tego co jest za sobą, spalenia mostów, zburzenia systemu, w którym jesteś, a który przestał Cię wspierać i Ci służyć.
Nawet nie można tu mówić o przeorganizowaniu wszystkiego, gdyż przeorganizować można tylko rzeczy i sprawy, którymi dysponuje się właśnie teraz, a Ty chcesz zmiany… całkowitej, poza tym co jest tu i teraz. Poza tym schematem.
Tak jakbyś stanęła/stanął u końca drogi, bez możliwości powrotu i stwierdził/stwierdziła, że nie ma dokąd dalej iść. Zostać też nie ma po co, gdyż nawet gdyby się zostało to w zasadzie można tylko zbudować od nowa to od czego odeszło się i na nowo nakręcić koło, które w kolejnym swoim obrocie doprowadzi Cię dokładnie do tego końca drogi, na którym właśnie jesteś.
I co robisz w takiej sytuacji? Przyczajasz się!
Myślisz sobie, że jak poczekasz cierpliwie to COŚ pojawi się, odkryje, może KTOŚ wskaże, da impuls, wybawi.
I tak siedzisz w tym przyczajeniu i czekasz, czekasz, czekasz, aż pojawia się frustracja, która narasta proporcjonalnie do czasu jakim dysponuje.
Zaczynasz, więc szukać impulsu do zmiany tam, gdzie ona ma swoje źródło, czyli w sobie samej/samym. I szukasz, szukasz, szukasz…. frustracja wzrasta. Czekasz na impuls, wskazówkę, konieczność, która wypchnie Cię z tego impasu….frustracja wzrasta…
Nie masz już nadziei na jakikolwiek bodziec, radę, oświecenie … frustracja wzrasta … frustracja wzrasta … frustracja wzrasta i nagle okazuje się, że ta frustracja jest tym jedynym co masz pewnego. Wypełnia Cię całkowicie. Masz nawet wrażenie, że zaczniesz nią rzygać za chwilę i, że te mdłości, które czujesz to jest jej nadmiar, który stara się wylać z Ciebie i przykryć wszystko na tym końcu drogi, uwalniając Cię i robiąc przestrzeń na nowe.
Czujesz się trochę tak jak podczas porodu, kiedy z całych sił zapierasz się w sobie, a jakaś ogromna siła wypycha Cię z tego bezpiecznego miejsca, w którym zakotwiczyłeś się jakiś czas temu, wierząc, że to miejsce będzie Twoim stałym lądem na zawsze. I raptem dociera do Ciebie fakt, w którym odkrywasz, że właściwie zaczyna brakować Ci w tym miejscu przestrzeni, oddechu i dusisz się próbując nabrać powietrza. Frustracja wzrasta! Jednocześnie jakaś siła wypycha Cię z tego bezpiecznego środka wszechświata i każe Ci zrobić krok do przodu. A Ty … NIE CHCESZ!, nie masz ochoty, nie umiesz, nie potrafisz, nie wiesz po co i dokąd! Frustracja wzrasta!
I ten moment, kiedy frustracja osiągnie najwyższy wskaźnik na Twojej skali wytrzymałości jest momentem, w którym musisz zaufać. Jak nigdy dotąd. Jak nigdy nikomu. Zaufać, nie wiedząc nawet komu czy czemu. Zaufać, że ta zmiana, podobnie jak wtedy, gdy z krzykiem oznajmiłaś/oznajmiłeś swoje narodziny, przynosi Ci… NOWE ŻYCIE, nowe drogi, nowe horyzonty, nowe wyzwania. I oznacza też to, że nadszedł czas na odejście starego, które wypaliło się do końca jak trawa w upalne, suche dni lata i otworzenie na oścież drzwi dla nowego, które z całą pewnością wtargnie w to zwolnione przed chwilą miejsce.