Jeszcze nigdy nie czułam się tak zanurzona w życiu jak teraz w tych ostatnich dniach, kiedy to upały wypalają nie tylko spłowiałe trawy w zbyt nisko skoszonych trawnikach, ale i sprowadzają na głowę wszechogarniające przyzwolenie na wszystko co się wydarza, gdyż w temperaturach powyżej 30 stopni przynajmniej moja głowa traci moc kontroli czegokolwiek.
Do tego nakłada się wszechwładny hałas spowodowany właśnie rozpoczynającym się Blues Festival, wielkim wydarzeniem, które od lat jest główną atrakcją Suwałk, a którą zapoczątkowała wraz z miastem Suwałki, Radiowa Trójka. Mieszkam w samym centrum Suwałk, więc blusowe sceny rozbrzmiewające muzyką, mam dookoła i już przestałam walczyć z tym wszędobylskim hałasem.
Parę minut od tego centrum powoli odchodzi moja 99-letnia mama. Towarzyszę jej w tym od 3 miesięcy, naprzemiennie borykając się z bezradnością, gniewem, smutkiem, złością, miłością, czułością i niezałatwionymi pretensjami. Ona również idzie w tym wraz ze mną krok w krok. W tych ostatnich dniach upalnego lata. W tych ostatnich jej dniach. Już mam coraz mniejszy z nią kontakt. Już widzę, jak niewiele jej zostało. Jak mało spraw jest dla niej ważnych. Jak zatapia się w świecie, do którego nie chcę jeszcze mieć dostępu. Obie wiemy, że nie pójdę tam razem z nią, że jest to droga, która pomieści tylko jedną osobę. Ja mogę tylko stać z boku. Obserwować jak życie odchodzi. Jak ciało powoli oddaje pola.
Dzień po dniu, widzę jak gaśnie w niej życie. Od tygodni ma coraz mniejszy apetyt, coraz mniej pije, nie odbiera już telefonów, nie ogląda seriali. Dzisiaj nie chciała już wstać. Woli krążyć w krainie snu/niesnu. Już chciałaby iść dalej, widzę to po niej, ale może nie wie dokąd? Czasami myślę sobie, że mogłabym robić coś dla niej, jakąś intencję, ale gdy tylko zabieram się za to po prostu padam ze zmęczenia. Pomiędzy opieką, ciągłym ogarnianiem tej sytuacji po prostu nie mam siły.
Myślę też, że to jest wielki dar – być obecną. Nigdy nie czułam się tak żywa jak teraz w te ostanie dni jej życia. Nigdy też nie żyłam tak prosto, bez oczekiwań. Nie sposób mieć tutaj coś pod kotrolą. Nie ma szansy. Już nauczyłam się przez te 3 miesiące, że nie warto planować, zakładać, gdyż w momencie, gdy masz wrażenie, że wszystko w miarę ogarnęłaś, ten cwany gracz – życie, odsłania ci kolejne karty, których nijak nie uwzględniłaś w swoim rozdaniu. Jest coś fascynującego móc przyglądać się temu procesowi odchodzenia. Krok po kroku, widzieć jak życie i śmierć tańczą wspólny taniec.
Jej odchodzenie jest takie. Spokojne. Wszystko dzieje się powoli. Każdego dnia widzę jak odłożyła kolejną kartę, już niepotrzebną. W jej talii zostało już ich naprawdę niewiele. Może kilka, może już ostatnia. Nie wiem. W tym wszystkim nie czuję bólu, strachu, ani rozpaczy. Czuję życie, dosadne i wieloznaczne. Czuję wdzięczność. Czuję ją, gdy rano pływam nago w cudownym jeziorku pośród lasów. Czuję ją w samym środku upalnego dnia. Czuję gdy odnajduję się w dźwiękach dwóch koncertów naraz i w ciszy i zapachach domu mojej matki, w tym jej puszczaniu życia, tego samego, które ja czuję teraz z tak wielką intensywnością.
Rezonuje z Tobą to co robię i piszę? Postaw mi kawę.
Aromat dobrej kawy jest boski i będzie mi szalenie miło wypić ją dzięki Tobie. Stawiając kawę pokażesz mi również, że to co robię i piszę jest dla Ciebie ważne i bliskie.
Kawę możesz postawić wchodząc na stronę:
https://buycoffee.to/alicjachlasta