Od kilku dni, dokładnie od czasu, kiedy to jedna z fejsbukowiczek napisała u siebie post, dotyczący książki Kasi Miller „Instrukcja obsługi dzieci”, zapewne z racji tego, że znam Kasię, otrzymuję na priv, niestrudzone wiadomości typu: słyszałaś, czytałaś, co ty na to, jak ona śmie, to jakiś absurd ….. itd.
O książce nie będę się wypowiadała, gdyż nie jej treść mnie w tym wszystkim bulwersuje, ale chciałabym napisać kilka zdań o tym, co spowodowało, że w końcu złapał mnie tak zwany wkurw. I to spory wkurw.

Do komentowania postu dotyczącego książki, w przeważającej ilości, ochoczo zabrały się osoby, które jej … nie przeczytały. To nie jest powodem jakieś specjalnego oburzenia, wszak na portalach społecznościowych jest to przytłaczająca norma. Poza nimi zresztą, również.

Przypomina mi się film Almodovara „Złe wychowanie”, który wywołał, w środowisku klerykalnym olbrzymie oburzenie. Jeden z dostojników kościelnych, po publicznym linczu tego filmu, zapytany czy film obejrzał, otwarcie odpowiedział, że nie i nie zamierza tego robić. Oczywiście nie przeszkodziło mu to, w próbie autorytatywnego opiniowania czegoś, o czym nie miał najmniejszego pojęcia.

Tutaj sytuacja była bardzo podobna. Pod postem, ukazały się komentarze w większości tak bezsensowne, że wprost niemożliwym było znaleźć argumenty, żeby im sprostać. Zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem nie śnię jakiegoś koszmaru. Gdyż jak dyskutować z kimś kto zamiast argumentów merytorycznych, używa argumentów „ad personam”. Np. zarzut, że jak ktoś nie ma dzieci, to nie ma też prawa pisać poradników o nich i nie ma wiedzy na ich temat. Właśnie to, ogromna część ludzi zarzuciła Kasi, że napisała poradnik nie mając dzieci i zupełnie pomijając fakt, że druga współautorka Suzan Giżyńska je ma. Jak widać logiki w tym nie ma, ale w zasadzie nie dziwi to ani trochę, gdy czyta się większość komentarzy pod tym postem.

Te wszystkie oburzone/odurzone, które dzieci mają, mimo, że często mylą opiekę nad dzieckiem z ich wychowaniem, poczuły się obrażone! Gdyż jak to tak! Będzie im jakaś psycholożka doradzała, pouczała, mówiła jak mają postępować z „własnymi” dziećmi, sama ich nie mając? Skandal. Wręcz zamach stanu na święty urząd matki!

To nic, że w polskich rodzinach jest zbyt duży stopień patologii. Statystyki mówią, że prawie 8 milionów dorosłych Polaków cierpi na problemy z zaburzeniami psychicznymi (nie mylić z chorobą psychiczną, która też mieści się w tych 8 milionach), 3 miliony w tym kraju to ludzie z problemem alkoholowym, 28 osób dziennie, próbuje popełnić samobójstwo.
(Źródłem tych statystyk jest Instytut Psychiatrii i Neurologii, który wydał raport na temat „KONDYCJI PSYCHICZNEJ MIESZKAŃCÓW POLSKI”. Raport znalazłam na Blog Ojciec).

To nic, że Kasia Miller na co dzień spotyka się ze skutkami wychowania dzieci: dorosłymi ludźmi, poranionymi, zniszczonymi przez swoich rodziców, ze zmarnowanym życiem. Ludźmi, którzy są w terapiach, przyjmują psychotropy, borykają się z nerwicami wszelkiego typu, mają zmarnowane życie. I jest świetna w pomaganiu tym ludziom. To dzięki niej mogą oni wracać do domu i fajnie wychowywać swoje dzieci.

To nic, że Kasia Miller z całą pewnością wie lepiej, niż większość w tym kraju, jak postępować z ludźmi, w tym także oczywiście i z dziećmi, żeby poczuli się ze sobą dobrze i szczęśliwe i mieli dobre życie. Większość ludzi, w których domach panowała przemoc rodzinna na każdym poziomie: fizycznym, psychicznym, emocjonalnym i duchowym.

To wszystko nic! Te matki wiedzą lepiej. Nie mam pojęcia skąd mają tę wiedzę, skoro same wyszły z domów poranione i obolałe.

Kolejny argument, w tej dyskusji na temat nieprzeczytanej książki to ten, że Kasi porady nie są zgodne z aktualną wiedzą psychologiczną! A wiecie jaka to aktualna wiedza? Nie? Już wam podpowiadam – Rodzicielstwo Bliskości.
Brzmi ładnie, prawda? A kryje się za tym nowa (?) koncepcja dzięki, której te nasze dzieci, a właściwie wasze, gdyż ja podobnie jak Kasia, dzieci nie mam; wyrosną na dojrzałych, szczęśliwych dorosłych, którzy nie zasilą szeregu tych 3 czy 8 milionów ludzi z problemami alkoholowymi czy zaburzeniami psychicznymi.
Koncepcja ta zakłada, że najlepszym dla dziecka jest, gdy rodzice widzą jego potrzeby, reagują na nie adekwatnie, są czułymi, mądrymi, dojrzałymi emocjonalnie rodzicami. Przepraszam, trochę upraszczam.

Hm, tylko skąd w społeczeństwie, w którym mamy tak ogromny deficyt tych zdrowych i dojrzałych emocjonalnie dorosłych, mają znaleźć się od razu, Ci wspaniali, idealni rodzice, którzy wdrożą tą wspaniałą koncepcję Rodzicielskiej Bliskości? I czy trzeba było ją tworzyć? Czy przy dojrzałych emocjonalnie dorosłych takie podejście do wychowania dzieci, nie jest czymś naturalnym i oczywistym?
Jak człowiek z tych 3 czy 8 milionów ma ją zastosować wobec swoich dzieci, skoro sam nigdy tego nie doświadczył?

Argumentów podważających wiarygodność tego poradnika jest jeszcze kilka. Np. takie całkowicie wyrwane z kontekstu zdanie, że „nadmiar kobiecej energii wywołuje homoseksualizm.. „ lub wątek na temat kar, która dla większości od razu skojarzyła się z biciem, krzykami, przemocą i czymś negatywnym. Chociaż rozumiem, że duża część ludzi, może mieć tylko takie doświadczenie z dzieciństwa.
Kara zaś może np. oznaczać odmowę pójścia na lody, gdy dziecko nie posprzątało swoich zabawek, a była taka umowa pomiędzy dorosłym a dzieckiem.

Zapewne czytelniczki nieprzeczytanego Poradnika, nie obejrzały wspomnianego już filmu Almodovara „Złe wychowanie”. Gdyby to zrobiły, wiedziałyby, że wychowanie oraz warunki w jakich dziecko dorasta, nie uczynią z niego homoseksualisty, ale mogą zmusić go do przyjęcia takiej roli.

Na zakończenie dodam, że do tego panteonu miłośników nieprzeczytanej książki, dołączyła też znana autorytetka „od dzieci” Dorota Zawadzka, która w swoim czasie namawiała do zakupu niezdrowej dla dzieci margaryny czy fejsbukowy autorytet od wychowania Blog Ojciec czyniąc nagonkę na czarownicę, jeszcze bardziej ekscytującą i urealniając absurd, który się zadział.

W ostatnim już zdaniu wyrażę radość z faktu, że za czasów Korczaka nie było Facebooka. Wszak ten bezdzietny kawaler również pchał się do dzieci.

PS. W sprawie tego poradnika napisało do mnie na priv. 35 osób!
Książkę w całości przeczytała tylko jedna osoba. Sonia Wolanin, autorka bloga Wiedźma radzi, szacun!

Autorka tekstu: Alicja Chlasta, mama kilkuletniej Zuli, sympatycznej suni. 🙂
Photo by Ben Wicks on UnsplashCopy

[jetpack_subscription_form show_only_email_and_button=”true” custom_background_button_color=”#cf2e2e” custom_text_button_color=”undefined” submit_button_text=”Subskrybuj blog” submit_button_classes=”wp-block-button__link has-text-color has-background has-vivid-red-background-button-color” show_subscribers_total=”true” ]

Zapisz się do naszego newslettera i zawsze bądź na bieżąco!

[FM_form id="3"]